niedziela, 12 lipca 2009

Próba beskidzka

Nie doceniałem Beskidów. Łączą w sobie majestat Tatr z jakąś taka dużo przyjemniejszą atmosferą. A zdążyłem się o tym przekonać w ciągu zaledwie 3 dni.

Pilsko – warto zobaczyć, warto wejść, ale jak dla mnie jest to jedyna atrakcja Korbielowa. Amatorem dwóch desek nie jestem, więc ta miejscowość nie przyciągnie mnie zimą. A latem świeci pustkami. Lubię takie wyludnione okolice, ale wiem czemu ten rejon Beskidu Żywieckiego tak wygląda latem. Tam po prostu nie ma co robić. Na Pilsko warto wejść żółtym szlakiem z Hali Miziowej. Ciekawa droga z bardzo ładnymi widokami. Jeśli wchodzić od wschodniej strony szlakiem niebieskim, to trzeba ze sobą wziąć maczetę – trasa jest zarośnięta olbrzymimi paprociami (prawie jak w triasie).

Mówią, że Babia Góra to przeniesiony w Beskidy kawałeczek Tatr. Trudno nie zgodzić się z tym stwierdzeniem. Zwłaszcza, jak się wychodzi żółtym szlakiem (zwala percią akademików). Czasem trzeba się wspinać po łańcuchach uważając, aby nie poślizgnąć się na mokrych skałach. No i uważać na tych, co schodzą tą drogą do Markowych Szczawin. O ile po drodze mogliśmy obejrzeć piękną panoramę Beskidów, to sam szczyt Babiej Góry uraczył nas krajobrazem iście księżycowym. Akurat przyszła chmura i pochłonęła nas w swoje trzewia. Na około piaskowcowe rumowiska, szaro, zimno, mgła.

Z czystym sumieniem mogę powiedzieć – „Jestem gotowy na Riłę i Piryn.” Wysłużone, ale wciąż niezawodne buty nadal nie obcierają. Zadyszki (wbrew wcześniejszym obawom) nie łapię jeszcze tak szybko. Ból w nogach znośny. Pewnie będę się trochę bardziej męczył, bo więcej będę miał w plecaku, ale scenariusz, w którym bym spuchł i gdzieś nie wszedł jest mało realny. Innymi słowy próba wypadła pomyślnie.

Zapewne w okolicy 20 lipca ruszamy na południe. W drodze powrotnej chcemy zahaczyć jeszcze o Drohobycz. Zobaczymy, czy nie zjedzą nas wściekłe borsuki na mołdawskiej granicy.

Brak komentarzy: