poniedziałek, 6 lipca 2009

Prędkość światała jest seksistowska

Jestem świeżo po lekturze Modnych bzdur Sokala i Bricmonta. Książka daje do myślenia. Jest dowodem (przeprowadzonym z matematyczną wręcz dokładnością), że postmodernistyczni filozofowie często nie wiedzą o czym piszą. Albo piszą o rzeczach, o których nie mają pojęcia. Albo używają pojęć, które znają tylko bardzo powierzchownie. Ale wszystko jest napisane tak zawile, żeby czytelnik dochodził do wniosku, że to on jest niedostatecznie wykształcony, aby zrozumieć ten jakże uczony język, który przekazuje zapewne ponadczasowe prawdy. Przecież Lacan nie może pisać bzdur!

Otóż, okazuje się, że może. A przynajmniej jego tok rozumowania jest dość dziwny. Na przykład, co ma wstęga Möbiusa do struktury choroby psychicznej? Lacan twierdzi, że wstęga doskonale ją odwzorowuje, ale nie mówi czemu i na jakiej podstawie tak sądzi. Można po prostu skrócić to do stwierdzenia: „Ja Lacan mówię, że tak jest, więc tak musi być.”

Julka Kristeva nie lepsza. Ta się zabrała za matematyczny aksjomat wyboru. Skoro w matmie funkcjonuje, to czemu nie w literaturze? Bo skoro w matmie, musi istnieć zbiór, który zawiera po jednym elemencie z innych zbiorów, to każde zdanie w powieści, musi zawierać w sobie sens całej powieści. Świetny związek przyczynowo-skutkowy.

Ale moim numerem jeden z tej książki jest Luce Irigaray, która uważa, że twierdzenie E=mc2 [nie ma indeksu górnego, ale wierzę, że tę dwójkę zrozumiecie jako "kwadrat"] jest wybitnie seksistowskie i mógł je wymyślić tylko mężczyzna. Również według jej poglądów, kobiety są dyskryminowane w fizyce, bo tak kobieca dziedzina jak mechanika płynów, jest mniej poznana, niż tak męska dziedzina jak mechanika brył sztywnych (oczywiście analogia do narządów rozrodczych). No takiej głupoty to dawno nie słyszałem. Że nam niby nic nie cieknie? Jeszcze sama w swoich tekstach strzela w kolano feministkom, bo twierdzi, że kobiety inaczej pojmują rzeczywistość (głównie czas, który – niby – dla kobiet jest cykliczny, a dla mężczyzn linearny). No to ja już się pogubiłem. To znaczy, że feministki uważają w końcu, że kobiety są takie same, jak mężczyźni, czy inne?

Podoba mi się styl tej książki. Umiarkowany. Nie ma żadnych radykalnych tez (ładny kontrast w porównaniu do ich ilości w analizowanych tekstach) i co krok autorzy podkreślają swój brak kompetencji w kwestiach filozofii, nauk społecznych czy literaturoznawstwa. Nie umniejszają jednocześnie rangi tych nauk, a pokazują tylko miejsca, gdzie banda ustawionych na świecznikach oszołomów, robi reszcie wodę z mózgu. I to skupiają się wyłącznie na tych miejscach, gdzie te oszołomy źle stosują pojęcia z ich poletka, czyli matematyki i fizyki. Polecam wszystkim, zwłaszcza radykalnym wyznawcom przedstawionych w książce autorów. Taki kubeł zimnej wody każdemu się przydaje i pozwala spojrzeć na całą sprawę bardziej obiektywnie.

Natomiast najbardziej zaciekawiła mnie pewna sprzeczność w poglądach przestawianych naukowców. Otóż są oni często związani z różnymi ruchami lewicowymi (od marksistów do wojujących ekologów), a piszą tak, żeby przypadkiem człowiek prosty (do którego przecież zwraca się lewica) nie zrozumiał o czym oni piszą. Gratuluję pomyślunku.

Spieszę z wyjaśnieniem – nie czytałem Lacana, ani przytaczanych w tej książce dzieł Kristevej, ani nikogo innego. Nie mam zamiaru. Po raz kolejny sprawdza się teza, że dobry naukowiec potrafi nawet bardzo skomplikowany problem przedstawić prostym (lub w miarę prostym) językiem. Wodolejstwo tylko kamufluje niewiedzę, albo bardzo banalne stwierdzenia. Ot co.

I po raz kolejny zapunktowali u mnie fizycy.

1 komentarz:

Mietek Włatca Sera pisze...

go go power rangers!