wtorek, 31 marca 2009

Jako twój adwokat...

Krótki wpis z dedykacją dla tych co zrozumieją.

W pokoju 318 w akademiku w Sosnowcu siedzi Konrad i Tymczas. Siedzą do siebie plecami, każdy ma przy ścianie biurko i coś stuka na własnym laptopie. Na każdym biurku kubek herbaty. Pokój w nieładzie, łóżka niepościelone. Rozlega się pukanie do drzwi.

KONRAD: Proszę!

Do pokoju wchodzi Marysia.

MARYSIA: Cześć!
KONRAD: Heja!
TYMCZAS: Cześć!
MARYSIA: Mogę wam zadać osobiste pytanie?
TYMCZAS: Osobiste? To ja nie odpowiadam bez mojego adwokata.
KONRAD: Jako twój adwokat radzę ci...

Konrad i Tymczas wybuchają kolejnymi salwami gromkiego śmiechu uderzając przy tym czołami w blaty biurek. Marysia stoi na środku pokoju zakłopotana.

Wbrew wszelkim podejrzeniom, powyższy wpis nie ma na celu kompromitacji Marysi, a zobrazowanie, jak zachowują się w towarzystwie ludzie, którzy przeczytali za dużo tych samych książek i obejrzeli za dużo tych samych filmów.

Łaskawe

Notka już gotowa, loguję się na blog, a tu widzę dzisiejszy komentarz od Mietka pod poprzednim wpisem. Tak, zająłem się magistrem i nie mam zbyt wiele czasu na to. Ale jakaś notka chodziła za mną od dłuższego czasu. Wczoraj w nocy już wiedziałem co to będzie. Bardzo proszę. Smacznego.

"Tuż obok prowadzono następną grupę; napotkałem wzrok pięknej, młodej dziewczyny, prawie nagiej, lecz nadal pełnej elegancji, spokojnej, jej oczy wypełniał bezbrzeżny smutek. Odszedłem na bok. Gdy wróciłem, jeszcze żył, leżała na boku, kula przeszyła ją na wylot i wyszła pod piersią. Dziewczyna rzęziła, zastygła w bezruchu, jej ładne usta drżały, jak gdyby chciała coś powiedzieć, nie odrywała ode mnie wielkich, zdziwionych oczu, pełnych niedowierzania, oczu zranionego ptaka, i to spojrzenie wbiło się we mnie, rozpruło mi brzuch, wysypała się ze mnie strużka trocin, stałem się zwyczajną kukłą i nie czułem nic, a jednocześnie pragnąłem z całego serca pochylić się i zetrzeć ziemię i pot z jej czoła, pogładzić ją po policzku, powiedzieć, że już dobrze, że teraz będzie lepiej, a zamiast tego konwulsyjnie strzeliłem jej prosto w głowę, w sumie na jedno wyszło, w każdym razie dla niej na pewno, bo mnie na myśl o tym bezsensownym ludzkim marnotrawstwie, ogarnęła wielka, przesadna wściekłość; strzelałem nieprzerwanie, aż jej głowa pękła jak owoc, a wtedy moja ramię wyrwało się z ciała i rzuciło na oślep przez wąwóz, strzelając na wszystkie strony; pobiegłem za nim, machając drugim ramieniem, krzyczałem, żeby zaczekało, ale nic z tego, ono robiło mi na złość, samo dobijało rannych, beze mnie, wreszcie zabrakło mi tchu, stanąłem i się rozpłakałem. Teraz, myślałem, teraz to już koniec, ramię nigdy nie wróci, lecz ku mojemu zaskoczeniu, ono znów było częścią mojego ciała, było na miejscu, solidnie przytwierdzone do obojczyka, a Häfner podszedł do mnie i powiedział: 'W porządku Obersturmführer. Zmieniam pana'."

Jonathan Littell Łaskawe, s. 140

środa, 11 marca 2009

Jeszcze raz na ludowo

Przypomniała mi się dzisiaj jedna bułgarska pieśń ludowa, śpiewana głównie w Macedonii, ale znana w całym kraju. Tylko żeby nie było niedomówień - Macedonia to nie państwo, tylko kraina geograficzna. Obecna Była Jugosłowiańska Republika Macedonii (tak się to państwo nazywa na arenie międzynarodowej), w skrócie FYROM, obejmuje jedynie Macedonię Wardarską. Macedonia Egejska leży na północy Grecji, a Macedonia Pirińska we wschodniej Bułgarii. Inna sprawa, że Bułgarzy nie uznają języka macedońskiego, bo to tylko dialekt bułgarskiego (patrząc na to obiektywnie - coś jest na rzeczy). A do tego w całym kraju powszechnie śpiewa się macedońskie pieśni ludowe. Jak na przykład tę (tytuł Назад, назад моме Калино):

Назад, назад, моме Калино,
не оди подир мене,
че у нази имам юбава жена
со две дребни дечиня.

Ке се престорам на църна чума,
жена ке умарам, дечиня ке гледам,
вечно твоя ке бида.

To jest ostatnia zwrotka, więc postaram się streścić poprzednie. Chodzi w sumie o to, że facet nie chce, żeby dziewczyna (Kalina) do niego przyszła. Niespełniona miłość i takie śmoje boje. Najpierw jej mówi, że między nimi jest wysoki las. Ona na to, że zmieni się w ptaka, przefrunie ten las i mimo wszystko dotrze do niego. W drugiej zwrotce motyw się powtarza, ale z morzem. Ona mówi, że zamieni się w rybę i ono morze przepłynie. Cyrki zaczynają się w ostatniej zwrotce. Pokuszę się o jakieś luźne tłumaczenie.

Odejdź, odejdź, Kalino
Nie przychodź do mnie
Bo u siebie mam piękną żonę
Z dwójką malutkich dzieci.

Zamienię się w czarną dżumę
Żonę ci zabiję, dzieci ci wychowam
Wiecznie będę twoja.

Miłość to straszna rzecz. Zwłaszcza nieodwzajemniona. Ale ja nie o tym. Chodziło mi głównie o małe porównanie z polskimi pieśniami ludowymi. Co prawda nie znam się na nich zbyt dobrze, ale nie słyszałem jeszcze nigdy takiej, w której byłby motyw morderstwa z miłości. Tylko, że szła Halinka po wodę, spotkała Janka, poszli na siano i wszystko ładnie pięknie. Chyba bardziej do mnie przemawia bułgarska pieśń ludowa. Zdaje się być bliżej prawdziwego życia.

poniedziałek, 9 marca 2009

War saw - Piła wojenna

3,5,0,1,2,5, Go!
Joy Division - Warsaw

W czwartek i piątek byłem w Warszawie na konferencji. Obserwacje:

- Konferencje to nic strasznego. Jeśli tylko ktoś nie boi się występować publicznie, nie będzie miał z nimi problemu. Przy okazji można się czegoś dowiedzieć i poznać ciekawych ludzi. Ale w sumie to takie kółko wzajemnej adoracji. Poza tym, byłem tam z zupełnie innej bajki. Wszyscy gadali o politologii, etnologii, kulturoznawstwie i historii. A ja o literaturze.

- Warszawa nie jest w cale taka brzydka jak pamiętałem. Ostatni raz na Starym Mieście byłem chyba w 1999 roku. 10 lat temu. Kilka lat temu zdarzyło mi się być w stolicy, ale szwędałem się głównie w okolicach Śródmieścia. Teraz zawitałem na Krakowskie Przedmieście, Plac Zamkowy, pl. Piłsudskiego. Nie wygląda źle - wszystko jest odnowione, graffiti nie rzuca się w oczy (a chyba w ogóle go tam nie ma) i całkiem miła atmosfera unosi się w powietrzu. Warszawa nie jest taka zła.

- PKP idzie do przodu. Nie dość, że z Bukowna do Warszawy jest bezpośredni pociąg, to jeszcze w wagonach są kontakty, żeby można było sobie laptopa podładować. A w drodze powrotnej okazało się, że ulubioną rozrywką pasażerów PKP InterCity jest oglądanie filmów na laptopach. Robi to co druga osoba w przedziale.