piątek, 27 lutego 2009

Raz na ludowo

Przeżyłem dzisiaj coś pięknego. Ale nie o to teraz chodzi. Kidy wracałem do akademika zdałem sobie sprawę, dlaczego podobają mi się bułgarskie pieśni ludowe. Powód jest prosty - mnóstwo w nich wątków picie po stracie ukochanej. Niżej tekst nie ludowy, ale prawie. No i nie ma nic o piciu. Kapela Балканджи. Kapela, z którą związane jest wiele wspomnień (zwłaszcza lato 2006). Dzisiaj te wspomnienia powróciły z siłą... nawet nie mam porównania.

Звездице моя,
в сън намери ме, до тебе пусни ме...

В миг на видение
От теб заслепение
да видя пътя
към туй що желая.
В миг на видение
от теб заслепение
да видя пътя,
пътя към тебе...звездице!
(Балканджи - Звездице)

[Bałkandżi - Gwiazdeczko]
Gwiazdeczko moja,
we śnie odnajdź mnie, puść mnie do siebie...

W chwili przejrzenia
Zaślepiony przez Ciebie
Żebym zobaczył drogę
Do tego, czego chcę.
W chwili przejrzenia
Zaślepiony przez Ciebie
Żebym zobaczył drogę,
Drogę do Ciebie... Gwiazdeczko!

Dobra, po polsku nie brzmi nawet dobrze. Pretensjonalnie, grafomańsko, fatalnie. Ale w tym momencie to najlepsza piosenka, którą mogę opisać swój nastrój. Ale po bułgarsku.

środa, 25 lutego 2009

BG - Baldurs Gate

Było po czesku, to musi być i po bułgarsku. Tym razem jednak dopiszę tłumaczenia. Własne, nie zawsze piękne, ale starające się jak najdokładniej oddać myśl autora (gorzej z formą).

Пари, пари ще наброя
Чуден свят ще си създам

Парите движат любовта
Парите ще спасят света
(Остава - Парите)

[Ostawa - Pieniądze]
Pieniądze, pieniądze uzbieram
Piękny świat sobie stworzę

Pieniądze napędzają miłość
Pieniądze zbawią świat

Пропих се, щото някаква си кучка
ме чупи и сега не знам си кво.
Седя си сам, рева и слушам Моцарт
и вените си режа със стъкло...
[...]
А бях глупак и мислех че успеха
е моята единствена съдба.
Сега със кръв оцапах всички дрехи
и Моцарт ми звучи като пръдня.
(Хиподил - Моцарт)

[Hipodil - Mozart]
Spiłem się jak jakiś kundel
gryzie mnie coś i teraz nie wiem co.
Siedzę sam, płacze i słucham Mozarta
i żyły sobie tnę szkłem...
[...]
Byłem głupi i myślałem, że sukces
jest moim jedynym przeznaczeniem.
Teraz krwią poplamiłem wszystkie ciuchy
a Mozart mi brzmi jak pierdzenie.

Триумф на злата вест -
Хиподил - в студио!
Слепите - оглушават,
Глухите - ослепяват,
Сакатите- умират,
На останалите им
миришат краката!
(Хиподил - Триумф на злата вест)

[Hipodil - Triumf złej nowiny]
Triumf złej nowiny -
Hipodil - w studiu!
Ślepi - głuchną,
Głusi - ślepną,
Kulawi - umierają,
A pozostałym
śmierdzą nogi!

Балканците са хора, които имат почти сходни езици, но никога не се разбират.
(Мартин Карбовски - Тайгърланд)

[Martin Karbowski - Tigerland]
Bałkańczycy to ludzie, który mają prawie identyczne języki, ale nigdy się nie rozumieją.

Всъщност всеки мъж е усещал това водно съвкупление с природата, отбивайки колата край пътя. Зад храстите или върху девствено белия сняг, върху който дори можеш да изрисуваш нещо в стил късен Пикасо.
(Георги Господинов - Естесствен роман)

[Georgi Gospodinow - Powieść naturalna]
W rzeczywistości każdy mężczyzna doświadczył kiedyś tego wodnego pojednania z przyrodą, zatrzymując samochód gdzieś przy drodze. W krzakach albo na nieskazitelnie białym śniegu, na którym nawet można narysować coś w stylu późnego Picassa.

Довчера имаше всичко, широк апартамент в един от хубавите квартали на града, телефон, две котки, сравнително добра работа, 2-3 приятелски семейства, с които се виждаха често. Пропусна жена си. Макар в последните няколко месеца с нея да общуваха само пред гостите, тя беше онази сила, която държеше дома в приличен вид. Спокойствие, в което той трябваше да търси единствено време за писане. Всичко това се беше срутило за няколко дни. Рушенето всъщност тръгваше поне от година по-рано, но и двамата си затваряха очите с някакво мазохистично удоволствие. Стана и извади от сака пакет цигари от неприкосновения си запас. Снощи бяха изпушили всичко. На 30 години никак не му се започваше отначало. Да започнеш отначало. Най-тъпият израз, добър за второстепенни романи и касови филми. Да обърнеш гръб на всичко. Да се изправиш, след като си паднал. Воля за ново начало. Глупости.
Откъде? Какво начало изобщо. Да се върне пет години назад. Не, пет бяха прекалено малко. Десет, петнайсет... Всичко е започнало много по-рано.
Наближаваше обед. Имаше няколко варианта. Да зареже всичко и да избяга в друг град, а ако успее - в друга държава. Да се обеси на казанчето в кенефа. Да събере всичките си пари, да си купи 5 стека цигари и още толкова бутилки ракия, да се затвори в стаята и да чака да пукне. Да слезе долу и да си вземе сандвич с двойно кафе.
След 15 минути реши да започне с последното.
(Георги Господинов - Естесствен роман)

[Georgi Gospodinow - Powieść naturalna]
Do wczoraj jeszcze miał wszystko, przestronne mieszkanie w jednej z lepszych dzielnic miasta, telefon, dwa koty, stosunkowo dobrą pracę, 2-3 zaprzyjaźnione rodziny, z którymi spotykał się z żoną dość często. Opuścił swoją żonę. Mimo, iż w ciągu ostatnich miesięcy rozmawiali ze sobą tylko przy gościach, to właśnie ona była tą siłą sprawczą, która utrzymywała dom w przyzwoitym stanie. Spokój, w którym on musiał już tylko znaleźć sobie czas na pisanie. Rozpad zaczął się po prawdzie przynajmniej rok wcześniej, ale oboje udawali, że go nie zauważają doświadczając jakiejś masochistycznej przyjemności. Wstał i wyciągnął z worka paczkę papierosów ze swoich żelaznych zapasów. Wczoraj wypalili wszystko. Przez 30 lat nijak nie chciało mu się zaczynać od początku. Zacząć od początku. Najgłupszy zwrot na świecie, dobry do kiepskich powieści i filmów klasy B. Odwrócić się plecami do wszystkiego. Wstać, po tym jak się upadło. Idiotyzm. Skąd zacząć? Jaki w ogóle początek? Żaby tak się cofnąć o jakieś pięć lat. Nie, pięć to za mało. Dziesięć, piętnaście… To wszystko zaczęło się dużo wcześniej. Zbliżało się południe. Miał kilka opcji. Rzucić to wszystko i uciec do innego miasta, albo jak się uda – do innego kraju. Powiesić się na rezerwuarze w kiblu. Zebrać wszystkie swoje pieniądze, kupić 5 kartonów papierosów i jeszcze raz tyle butelek rakii, zamknąć się w pokoju i czekać aż sczeźnie. Zejść na dół, kupić kanapkę i podwójną kawę.
Po 15 minutach namysłu postanowił zacząć od tego ostatniego.

Тежко, тежко! Вино дайте!
Пиян дано аз забравя
туй, що, глупци, вий не знайте
позор ли е или слава!
[...]
Ще да пия на пук врагу,
на пук и вам, патриоти,
аз вече нямам мило, драго,
а вий... вий сте идиоти!
(Христо Ботев - В механата)

[Hristo Botew - W karczmie]
Ciężko, ciężko! Wina dajcie!
Obym pijany zapomniał
to, o czym, głupcy, wy nie wiecie
czy jest hańbą czy chwałą!
[...]
Będę pił na pohybel wrogu,
Na pohybel i wam, patrioci,
nie mam już nic miłego, drogiego,
a wy... wy jesteście idioci!

wtorek, 24 lutego 2009

Bůh je, anebo Bůh není?

Widziałem dzisiaj Braci Karamazow Petra Zelenki. Dobry film. Zwłaszcza polecam scenę wywiadu z Dostojewskim po słoweńsku oraz rozmowę Iwana Karamazowa z diabłem. Od paru dni noszę się ze zrobieniem notki z czeskich tekstów, które uważam za ciekawe. Głównie Jarka Nohavicy. Dzisiaj w kinie do tego ostatecznie dojrzałem. Nie mam zamiaru niczego tłumaczyć.

Ale dokud se zpívá ještě se neumřelo.
(Nohavica - Dokud se zpívá)

Jdou po mně jdou jdou jdou
na nočních stolcích mají fotku mou
kdyby mě klofly jó byl by ring
být pod pantoflí je hůř než v Sing-Sing
(Nohavica - Jdou po mně jdou)

Sláva
cukr a káva
a půl litru becherovky
hurá
půjč mi bůra
útrata dnes dělá čtyři stovky

Všechny cukrářky z celé republiky
na něho dělají slaďounké cukrbliky
a on jim za odměnu zpívá zas a znovu
tuhletu Cukrářskou bossanovu
(Nohavica - Cukrářská bossanova)

Nechej vodu vodou
jen ať si klidně teče
chápej že touha je touha
a čas se pomalu vleče
cigareta hasne
káva stydne
krev se pění
hmm hmm
bylo by to krásné
kdyby srdce bylo klidné
ale ono není
(Nohavica - Zatímco se koupeš)

Až budu starým mužem
budu černý oblek mít
a šedou vázanku
až budu starým mužem
budu místo vody pít
lahodné víno ze džbánku
koupím si pergamen
a štětec a tuš
a budu mlčet jako mlčí
ti kdo vědí už
starý muž
starý muž
(Nohavica - Starý muž)

Pane můj na výsostech pane nejvyšší
pane můj copak nevidíš a neslyšíš
pane můj mrtvý bože můj
(Nohavica - Litanie u konce století)

Mému žalu na světě není rovno
vy jste tím vinna Naděždo Ivanovno
vy jste tím vinna až mě zítra najdou
s dírou ve spánku
(Nohavica - Petěrburg)

Sahám si na zápěstí a venku už je zítra
hodiny odbíjejí signály Dobrého jitra
jsem napůl bdělý a napůl ještě v noční pauze
měl bych se smát ale mám úsměv Mikymauze
lásku bych zrušil
(Nohavica - Mikymauz)

Až obuju si rano černe papirove boty
až i moja stara pochopi že nejdu do roboty
kdybych co chtěl dělal všechno malo platne
mohlo to byt horši nebylo to špatne
až to se mnu sekne
kdybych co chtěl dělal všechno malo platne
mohlo to byt horši nebylo to špatne
(Nohavica - Až to se mnu sekne)

Po starých kopcích zas chladný vítr vál
Zrodil novou epopej a píseň katedrál
Na vlnách fantazie hlasy znějí v moll
A slova chorálů tě nesou na vrchol
Povadlé růže a kříže podél cest
A bledý oblak kouře z vypálených měst
Exustio Domine pravil Torkemáda
A jeho kočár smrti zase jede tmou
(XIII Století - Fatherland)

Teď povedem svatou válku
Přichází noc venku je úplněk
Pokolení šesté matky
Šestá dcera která zplodí stín
Spolu povedem svatou válku
Se mnou zemřeš ale budeš žít
Tvůj anděl létá v oblacích
Země černých kozlů
Vítá duši tvou
(XIII Století - Svatá válka)

niedziela, 22 lutego 2009

Wpis spontaniczny

Ona ma wszystkie moje byłe, mojego najlepszego przyjaciela i mojego współlokatora. Jestem przerażony.

piątek, 20 lutego 2009

Obserwacje

Obserwacje poczynione w Hiszpanii (w Katalonii właściwie, bo nie należy zapominać, że każdy hiszpański region ma sporą autonomię – w tym własny parlament).

– Głęboki lokalny patriotyzm. Katalończycy najpierw określają się Katalończykami właśnie, a dopiero potem Hiszpanami. W metrze barcelońskim napisy mają następujący schemat: „kataloński / hiszpański / angielski”. Ni mniej nie więcej tylko „Katalonia über alles”. Gadacze w metrze (znane w polskiej wersji jako „Następna stacja – Pola Mokotowskie”) też mówią wyłącznie po katalońsku.

– Dowiedziono, że przez siestę Hiszpania traci co roku olbrzymie pieniądze, kwoty idące w miliardy euro. W Barcelonie ponoć i tak jest to jedna z krótszych siest w całym kraju. Rozumiem, że ma to sens latem, kiedy po południu robi się nieznośnie gorąco i praca jest w ogóle nie możliwa. Ale w lutym? I tak, chodząc około 15.00 po Barcelonie nie znaleźliśmy ŻADNEGO otwartego hiszpańskiego sklepu. Gdyby nie Pakistańczycy i Filipińczycy to hiszpańska gospodarka już dawno ległaby w gruzach.

– Nie wiem jak oni to zrobili, że na mecze ligowe przychodzą takie tłumy i to jeszcze pośród nich sporą część stanowią matki z dziećmi. I wszyscy jak jeden mąż kibicują miejscowej drużynie. Kibice jednak rzadko wspierają swoją drużynę na wyjeździe. Ale prawie zawsze stadion jest wypełniony w około 70%. Poza tym organizacja jest dopracowana w najdrobniejszych szczegółach. Na godzinę przed meczem w stronę stadionu zaczynają kursować darmowe autobusy. Hiszpanie grzecznie czekają na swoją kolej, a organizatorzy meczu pilnują, żeby za dużo ludzi do jednego autobusu nie weszło. Za to za chwilę przyjeżdża następny i każdy kibic na pewno zostanie dowieziony na stadion. Pięknie.

– Przynajmniej połowa (jeśli nie więcej) samochodów w Barcelonie jest obita lub porysowana. Czy to tylko lekkie wgniecenia, czy przecięta karoseria, czy stłuczony reflektor. Większość aut ma jakieś uszkodzenia. Niech to świadczy o poziomie hiszpańskich kierowców. Choć w zasadzie nie ma się co dziwić. Powszechnie wiadomo, że im dalej na południe, tym gorsi kierowcy.

– Barcelona jest czyściutka. Co noc w okolicy godziny 2.00 na ulice ruszają tłumy pracowników BCNeta! i myją wszystkie ulic wodą. Dlaczego u nas tak nie można? Oni jakoś postarali się o małe, zwrotne polewaczki, które są w stanie się przecisnąć przez wąskie uliczki dzielnicy Bari Gotic.

– Jeszcze a propos nocy – w Barcelonie oświetlone nocą są tylko najważniejsze zabytki i (siłą rzeczy) port. Nie rzuciły mi się w oczy żadne neony, reklamy, czy świetliste ozdoby tak popularne w Polsce. Przynajmniej oszczędza się u nich trochę prądu.

– W Barcelonie na ulicach nie ma bezpańskich psów.

– Zapomnij o łacinie Internetu. Wszystko, co wmawiają ci w szkole o tym, że wszędzie dogadasz się po angielsku, to bujda na resorach. Nawet z młodymi Hiszpanami ciężko się porozumieć, a co dopiero ze starszym pokoleniem. Chyba wychodzą z założenia, że skoro mogą się spokojnie po swojemu dogadać z Włochami i Francuzami, to więcej im nie trzeba.

– Palmy, o ile wyglądają ładnie, dają schronienie najbardziej drażniącym z ptaków – papugom. Skrzeczą tak, że po chwili przyjemnego spaceru człowiekowi zaczyna głowa pękać.

– Mieszkając w Barcelonie kilka miesięcy, możesz nic nie zobaczyć. System metra jest tak doskonale zorganizowany, że dojeżdża prawie w każdy punkt miasta. Możesz przejechać je całe wzdłuż i wszerz nie wychodząc spod ziemi. Mają dziewięć nitek, a budują dziesiątą. Porównajcie z Warszawą.

– Pierwszy raz widziałem kilkudniowy niedopałek po blancie na ulicy. Najwięcej ich jest na terenie uniwersytetu. Ponoć w słoneczny dzień, nie trzeba wcale palić, żeby poczuć działanie THC. Opary, które unoszą się nad całym campusem doskonale dają sobie radę z twoją głową.

– Straż Miejska się nie czepia pierdół. Niby na ulicy spożywać nie wolno, ale póki nie robisz burd, to oni też nie zwracają uwagi na ciebie. Podobnie jest ze światłami. Hiszpanie nagminnie przechodzą na czerwonym, jeśli nic nie jedzie. A sam byłem świadkiem, kiedy dwóch strażników miejskich czekało na zielone na przejściu, a para Hiszpanów jak gdyby nigdy nic przeszła obok nich na czerwonym. A strażnicy co? Nic. Dalej czekali na zielone.

- Ceny benzyny na stacjach benzynowych są podawane do 3 miejsca po przecinku. Czemu? W końcu wiem. Bo jak się tankuje po naście czy dzieścia litrów, to ta trzecia cyferka po przecinku się przydaje. Wiadomo ile masz zapłacić.

środa, 18 lutego 2009

Pueblo

Wróciłem. Jestem znów na swoim pueblo. W tydzień zdążyłem pojechać na drugi koniec Europy i wrócić do domu. Piękne to jest. Świat zrobił się mały jak pomarańcza, a ktoś jeszcze obiera go ze skórki.
O ironio! Więcej czasu zajęło mi dotarcie na lotnisko, a potem z lotniska do domu, niż pokonanie ponad 2000 kilometrów do Barcelony. Kochane PKP. Martin Lechowicz się kłania.
Swoją drogą miałem bardzo ciekawego współpasażera w drodze na lotnisko. Znaczy dwóch, bo oczywiście wszędzie podróżowałem z bratem, który jest współpasażerem niezmiernie ciekawym. Za to jechał z nami też młody twórca polskiej fantastyki Jakub Ćwiek. Jego opis podróży macie tutaj. Jedna rzecz - podróż i ten wpis dopełniły mojego obrazu o tym człowieku. Więcej pisać nie będę, bo nie jest wart uwagi nawet tak marnego bloga jak mój.
Zacząłem pisać dziennik. Nie skończyłem. Za dużo się działo, a ja miałem za mało wolnego czasu, żeby się nim zająć. Poniżej publikuję to co udało mi się zapisać. Wyciąłem wszystkie rzeczy związane z poprzednim akapitem.

10022009-2312

Zepsułem brulion. Piszę od jego końca, żeby zupełnie nie zerwać przedniej okładki. Pociągiem oczywiście trzęsie, piszę krzywo. Siedzimy z Szymkiem sami w przedziale. Każdy z nas słucha innej muzyki. Ja Anathemy. Szym czyta polisę ubezpieczenia studenckiego.
– Patrz, w Euro fundowali trumnę i opłacali pobyt jednego członka rodziny, który przyjechał po zwłoki, a tu masz tylko sprowadzenie zwłok do kraju.
– Jebane PKP.
– Co?
– Stoimy.
– Stacja.
– Co? Już Mysłowice?
– Nie wiem. Tam jest napisane ”Żydzew”.
Każda podróż musi zacząć się od małego kroku. Tak Rzymianie mawiali. Wyjście z domu. Pożegnanie z domownikami. Ostatnie skinienie ręką. A potem? Pusty dworzec w Jaworznie o jedenastej w nocy i perspektywa spędzenia w pociągu następnych siedmiu godzin. Nawet nie czuję się jakbym jechał na drugi koniec Europy. Chyba faktycznie świat się skurczył. Wydaje mi się, jakby nasza podróż miała skończyć się w Poznaniu. A zaraz za rogatkami Poznania była Barcelona. Bo po prawdzie, to prawie tak jest. Dłużej będziemy jechać pociągiem do Poznania, niż stamtąd do Barcelony. Taki teleport.
– Słuchaj tego! Polisa nie obejmuje obrażeń doznanych na skutek inwazji wojsk obcego państwa, niezależnie od tego, czy wojna została wypowiedziana czy nie. Musisz sobie to przeczytać. Kupa śmiechu.

10022009-2332

Dojeżdżamy do Katowic. Piękna noc. Widać Gwiazdy.
– Compensa nie zwraca kosztów poniesionych na zakup środków antykoncepcyjnych. A wiesz, że złamanie kręgosłupa w odcinku szyjnym to tylko 40% trwałego uszczerbku na zdrowiu?
Wiozę w prezencie dla kumpla na Erazmusie książkę Zafona Cień Wiatru. Cała akcja rozgrywa się w Barcelonie w latach 40tych. A on właśnie w Barcelonie studiuje. Specjalnie właśnie tę wiozę mu w prezencie. Ale dopiero teraz do mnie dotarło, że sam czytałem tę książkę będąc na Erazmusie (tyle że w Bułgarii). Zafon pisze erazmusowe książki.

11022009-0919 – Poznań Ławica

– Prawo do wysrania się w ludzkich warunkach powinno być zapisane w konstytucji.
Poranek w Poznaniu upłynął na poszukiwaniach kibla na dworcu Poznań Główny. W końcu kawa przyspiesza pewne czynności fizjologiczne. Baliśmy się jaka będzie paczka dla Ani. Matka Kuby wcisnęła nam prawie 5 kilo (głównie jedzenia – ktoś gotów pomyśleć, że tam głodują). Ale kamień spadł mi z serca, kiedy zobaczyłem Asię (siostrę bliźniaczkę Ani) tylko z torebką. Trochę kosmetyków, dwie gazety. Luksus. Nie musimy się już obawiać pokrzywionych kręgosłupów.
Latanie samolotem zasadniczo ogranicza się do czekania. Najpierw na odprawę, potem na kontrolę paszportów i bagażu, a potem na wejście na pokład. Potem czekasz na start, potem na lądowanie i potem znowu na odprawę. I tak w koło Macieju.
Trochę opornie idzie mi to czekanie. Jestem zmęczony po nocy w pociągu i pieką mnie oczy. Szym zabija czas robiąc mi zdjęcia. Nieźle się uzupełniamy. Ja robię reportaż, on fotoreportaż. Choć na razie to tylko sprawdza aparat pożyczony od sąsiadów. Czekamy dalej.

11022009-1114 – Gdzieś w niemieckiej przestrzeni powietrznej

Trzeszczy mi w uszach. Chyba jedyna rzecz, która przeszkadza mi w lataniu. Mam prawie non-stop zatkane uszy. Żeby jeszcze widoki były fajne. A tak, Szym leci pierwszy raz i jedyne co widzi pod nami to chmury. Całe morze chmur. Morze… Chyba zaczynam rozumieć określenie „statek powietrzny”.

12022009-1226 – Barcelona, przy ul. Portal Nou

Temat pracy magisterskiej Julki – Skateborderzy w Barcelonie na tle prawa.
Dydmen gra w klocki, które przywiózł mu Szym. Wczoraj zrobiliśmy polską enklawę w Barcelonie. Eloy (czy jak się pisze jego imię – hiszpański współlokator) był znowu wściekły, że nic nie rozumie. Przypałętał się jeszcze Brandon – nowozelandzki couchsurfer. Wieczorem jeszcze był spacerek po Barcy. Ramble, pomnik Kolumba. Dodupcamy na Monjuic.

13022009-1301 – Barcelona

– What was your name again?
– Szymon.
– Are you jewish?

Nie mam kiedy pisać. Ciągle coś robimy. Wczoraj wdrapaliśmy się na twierdzę Monjiuc i w końcu zobaczyliśmy prawdziwe „lufos”. Muzeum bardzo lekko pół-średnie i jeszcze o mało nas nie zamknęli w środku (chyba to lubią). Cmentarz, po którym skakali Ania z Kubą faktycznie wygląda jak osiedle na Niepodległości. Nawet antena jest. Takie przeciwieństwo Osiedla Młodych (w Olkuszu). Osiedle Umarłych. Teraz czekamy, aż nasi gospodarze wrócą z zajęć. Dzisiaj uderzamy na Tibidabo.

Tutaj dziennik się kończy. To właściwie tylko zapis drogi do Barcelony. Resztę napiszę przy odrobinie wolnego czasu.

czwartek, 5 lutego 2009

Intertext

Daruję sobie chyba pisanie własnych tekstów. Po cholerę? Przecież (jak powszechnie wiadomo) wszystko już było. Chyba ograniczę się tylko do co ciekawszych cytatów, bo zaczyna mi się to podobać. Taka forma patchworku, jakiś obrazek posklejany z różnych mniejszych czy większych łatek. A jednak razem dają one zupełnie nową jakość. W końcu ma być Intertekstualność. Chyba Tuli napisała taką książkę - z samych cytatów. Wiem, że Gospodinow w Estestwen Roman chciał napisać książkę z samych początków różnych tekstów.
Gdyby jeszcze coś ciekawego się ze mną działo, to bym się zabrał za pisanie dziennika. Na razie nic się nie dzieje, więc zostają cytaty. Ale 10. lutego zaczynam podróż do Katalonii, więc może wtedy forma dziennika będzie miała większy sens.

„Całkiem niedawno jadłem kolację w Sztokholmie w gronie znajomych akademików. Towarzystwo było międzynarodowe i wielojęzyczne. W pewnym momencie moja przyjaciółka, Brazylijka wykładająca w Szwecji niemiecką filozofię, nachyliła się do filozofa angielskiego wykładającego w Nowym Jorku filozofię francuską i powiedziała: »Jeśli chcesz, żebyśmy zostali przyjaciółmi, musisz czytać Pessoę«. Nie znałem kontekstu ich rozmowy, zrozumiałem jednak od razu, co chciała powiedzieć: przyjaźnie definiują się poprzez te same przeczytane książki, poprzez podobną wrażliwość wpisaną w literaturę.”
(s. 52)

„Chlew także należy do naszego domu, nie tylko salon. Opowieści z salonu są – jak wiemy od Chamforta, Balzaka, Prousta, Jamesa – pouczające. Kto jednak nie był nigdy w chlewie (takim śmierdzącym, brudnym, zaświnionym), opowieści tych naprawdę nie pojmie, albowiem życie ludzkie nie ogranicza się jedynie do gładkich sal salonu.”
(s. 53)

„Życie na miarę literatury oznacza też, że literatura pozwala poszerzać nasze rozumienie świata, innych ludzi, pozwala przejąć się losem słabszych i podziwiać mocniejszych. Pozwala dostrzec inne światy i innych ludzi w tych światach, do których częstokroć bronimy sobie dostępu. Kto nie płakał, gdy umierał Nereczek, nie zapłacze już nigdy. Kto nie płynął z Marlowem w dół Konga, nie zrozumie nigdy przerażenia obcością. Kto nie stawał z Rastignakiem nad dachami Paryża, nie wie, czym jest resentyment. Lista jest nieskończona i każdy uzupełnia ją po swojemu.”
(s. 53)

Powyższe trzy cytaty pochodzą z artykułu Michała Pawła Markowskiego Życie na miarę literatury, opublikowanym w „Tygodniku Powszechnym”, nr 1-2/2009, strony 52-53.

„Bój o wzg[órze] 295 trwał do godz. 4.30, kiedy to po walce wręcz nieprzyjaciel zdobył wzgórze. Tak o końcowych walkach pisał mjr Arnold Jaworski: »schodząc ze wzgórza, dowódca batalionu polecił adiutantowi kpt. R. Neumanowi i dowódcy kompanii ckm kpt. Moreniowi bronić wzgórza w miarę możności do nadejścia odwodu brygady. […] Obrońcy posługiwali się tylko karabinami i granatami ręcznymi, natomiast nieprzyjaciel, który liczebnie przewyższał obrońców przynajmniej pięciokrotnie, działał wyłącznie przy pomocy pistoletów maszynowych i rkm, co dawało mu olbrzymią przewagę ogniową. Kpt. Moreń […] został zabity serią z pistoletu maszynowego z odległości kilku kroków. W następnej jednak chwili Niemiec ów został zabity ze zwykłego pistoletu przez adiutanta batalionu. […] Szef kompanii karabinów maszynowych II batalionu – starszy sierżant – otoczony przez Niemców, sam jeden bronił się przez kilkanaście godzin, siedząc w szczelinie skalnej, aż został odbity przez żołnierzy IV batalionu.«”
(Zbigniew Wawer: Decydująca bitwa o Narwik. W: Gen. Zygmunt Bogusz-Szyszko i walki o Narwik. Cykl „Rzeczpospolitej” „Batalie i wodzowie wszechczasów”, nr. 54, 24 stycznia 2009, s. 13)

„To Montgomery był winien wyznaczenia miejsca desantu »o jeden most za daleko«, wysłania najpierw brytyjskiej dywizji, a potem polskiej brygady w teren wprost najeżony hitlerowskimi lufami, z rozpoznaniem i logistyką niewartymi funta kłaków. I co robi potem wielki bohater Monty? Oto zwala winę za krwawą jatkę na polskiego generała Stanisława Sosabowskiego. Krzywdę naszego bohaterskiego dowódcy potęgował fakt, że Samodzielna Brygada Spadochronowa nie poleciała – wbrew wcześniejszym uzgodnieniom – do walczącej Warszawy. W powstaniu walczył syn generała, porucznik AK, który w walce stracił wzrok… Najważniejsze, że Monty ocalił swą »sławę żołnierską«.”

(Maciej Rosalak: Zemsta różowego sweterka. W: Bernard Law Montgomery pod Alamajn. Cykl „Rzeczpospolitej” „Batalie i wodzowie wszechczasów”, nr. 55, 31 stycznia 2009, s. 3)

środa, 4 lutego 2009

Imperium

Żałuję, że wcześniej nie sięgnąłem po Kapuścińskiego. Zrobiłem to dopiero teraz i to jeszcze w celach naukowych. Ale faktycznie, jest to kawał dobrej literatury. Nawet, jeśli (ponoć) wszędzie wpycha on natrętnie swoją lewicową ideologię. Osobiście tego nie zauważyłem. Może dlatego, że na razie przeczytałem tylko Imperium. W najbliższym czasie muszę nadrobić braki.

„Światu grożą trzy plagi, trzy zarazy.
Pierwsza – to plaga nacjonalizmu.
Druga – to plaga rasizmu.
Trzecia – to plaga religijnego fanatyzmu.
Te trzy plagi mają tę samą cechą, wspólny mianownik – jest nim agresywna, wszechwładna, totalna irracjonalność. Do umysłu porażonego jedną z tych plag nie sposób dotrzeć. W takiej głowie pali się święty stos, który tylko czeka na ofiary. Wszelka próba spokojnej rozmowy będzie mijać się z celem. Nie o rozmowę mu chodzi, tylko o deklarację. Żebyś mu przytaknął, przyznał rację, podpisał akces. Inaczej w jego oczach nie masz znaczenia, nie istniejesz, ponieważ liczysz się tylko jako narzędzie, jako instrument, jako oręż. Nie ma ludzi – jest sprawa.
Umysł tknięty taką zarazą to umysł zamknięty, jednokierunkowy, monotematyczny, obracający się wyłącznie wokół jednego wątku – swojego wroga. Myśl o wrogu żywi nas, pozwala nam istnieć. Dlatego wróg jest zawsze obecny, jest zawsze z nami.”
(I. s. 250.)

„Pisarz rosyjski Jurij Boriew porównał historię ZSRR do jadącego pociągu:
»Pociąg jedzie w świetlaną przyszłość. Prowadzi go Lenin. Nagle – stop, dalej nie ma torów. Lenin wezwał do dodatkowej pracy w soboty, położono szyny i pociąg pojechał dalej. Teraz poprowadził go Stalin. Znów skończyła się droga. Stalin kazał rozstrzelać połowę konduktorów i pasażerów, pasażerów resztę zmusił do kładzenia nowych torów. Pociąg ruszył. Stalina zastąpił Chruszczow, a kiedy skończyły się szyny, polecił rozbierać te, po których pociąg już przejechał, i układać je przed parowozem. Chruszczowa zamienił Breżniew. Kiedy znowu skończył się tor, Breżniew decyduje się zasłonić okna i tak kołysać wagonami, żeby pasażerowie myśleli, iż pociąg jedzie dalej.«
(J. Boriew – „Staliniada”).”
(I. s. 307)

Obydwa cytaty pochodzą z Imperium Ryszarda Kapuścińskiego (Czytelnik, Warszawa 1993).
A jeszcze a propos tego ostatniego cytatu, przypomniał mi się pewien kawał z czasów Polski Ludowej.
„Za Bieruta było jak w tramwaju – jeden prowadzi, niektórzy wiszą, a inni siedzą.
Za Gomułki było jak w autobusie – jeden prowadzi, niektórzy siedzą, ale wszyscy się trzęsą.
A za Gierka było jak w samolocie – niby komfort, a jednak rzygać się chce.”