poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Życie zaczyna się po 50 (ml)

Mojemu tatulkowi stuknie w tym roku pięćdziesiątka. Zaczął się w związku z tym zastanawiać, co się wydarzyło ważnego w roku jego urodzin. Po tej chwili zastanowienia powtarza wszystkim, że 1959 to doskonały rocznik, bo w tym samym roku do władzy na Kubie doszedł Fidel Castro, a Miles Davis wydał doskonałą płytę Kind of blue.
Zacząłem się więc zastanawiać, co takiego wydarzyło się w 1985. Nie skłania mnie do tego żadna okrągła rocznica urodzin (ćwiartka dopiero w przyszłym roku), ale po prostu inspiracja tatą i zwykła ludzka ciekawość. Posiłkując się Wikipedią dowiedziałem się, że w 1985 roku:
- pierwszym sekretarzem KC KPZR został Michaił Gorbaczow i rozpoczął w ZSRR „Pierestrojkę”
- odbył się koncert Live Aid
- Microsoft zaprezentował system operacyjny Windows 1.0
- francuski wywiad zatopił statek Rainbow Warrior należący do Greenpeace’u (informację zamieszczam wyłącznie dlatego, że nie lubię tych ekoterrorystów).

Rok 1985 w muzyce również nie był ubogi. Zostały wydane takie albumy jak:
- First and Last and Always Sisters of Mercy
- Brothers in Arms Dire Straits
- Dare to be stupid Yankovica
- Dream of the Blue Turtles Stinga
- Hell Awaits Slayera
- oraz najważniejsza płyta w tym całym zestawieniu Rain Dogs Toma Waitsa.

Z literaturą trochę gorzej. Światło dzienne ujrzały takie książki jak:
- Miłość w czasach zarazy Márqueza,
- Pachnidło Süskinda
- oraz przede wszystkim Nieznośna lekkość bytu Kundery.
Jednak z drugiej strony, do lepszego świata odeszli:
- Arkady Fidler
- Leopold Tyrmand
- oraz nieodżałowany Janusz Zajdel.

Pośród zmarłych w 1985 roku są też:
- Konstantin Czernienko (pierwszy sekretarz KC KPZR)
- Enver Hoża (udzielny władca Albanii)
- Orson Wells (który zdążył jeszcze udzielić głosu Unicronowi w Transformers: The Movie)
Ale okazało się, że pośród moich rówieśników są takie sławy jak:
- Alicja Janosz (zwyciężczyni pierwszej edycji Idiota, śpiewająca takie hity jak Za horyzont patrz i jajecznica)
- Frankie Munitz (odtwórca tytułowej roli w moim ulubionym serialu, czyli Malcom in the Middle)
- Levis Hamilton (kierowca Formuły 1 jakby kto nie wiedział)
- Rafał Blechacz (zwycięzca XV Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Chopina)
- Paweł Korzeniowski (pływak).

I co? Jak zwykle – i dobrze, i źle. Ważne coby żyć w zgodzie z własnym sumieniem, a nie przejmować się jakimiś pierdołami, które miały miejsce w roku twoich urodzin.

piątek, 10 kwietnia 2009

Do you folks like coffee?

Anomalia statystyczna – zjawisko opisane przez Stanisława Lema, ale nie jestem sobie w stanie w tym momencie przypomnieć tytułu książki, w której jest przedstawiony ten problem. Na pewno coś o literaturze fantastycznej, jakiś taki traktat analityczny. Anomalia statystyczna to chwyt, często wykorzystywany w literaturze grozy, a spotykany i w realnym świecie. Otóż chodzi o zachwiania zwykłej statystyki zdarzeń. Przykład: w ciągu jednego dnia dostrzegamy na ulicach naszego miasta około dwudziestu osób z różnymi deformacjami twarzy i zaczynamy się zastanawiać, jak to możliwe, żeby aż tylu ludzi ze zdeformowanymi twarzami mogło przebywać w jednej okolicy. Tworzymy sobie do tego różne, często i nieprawdopodobne wyjaśnienia. A jest to zwykła anomalia statystyczna, wypadek przy pracy rachunku prawdopodobieństwa.
Po co o tym wszystkim mówię? Otóż mam od dwóch dni głupie wrażenie, że jestem świadkiem takiej właśnie statystycznej anomalii. Ale jej przedmiotem nie są ludzie o zdeformowanych twarzach, tylko kawa.
Niedługo po powrocie do domu na Wielkanoc zauważyłem na parapecie w kuchni puszkę po kawie. Puszkę bardzo ładną, ozdobną, stylizowaną jakby na początek XX wieku (tylko plastikowe wieczko trochę nie pasuje, ale za to dobrze trzyma aromat). Na puszce jest zamieszczona krótka historyjka o hrabim Prądnickim, a której fragment mnie wprost urzekł swoją prawdziwością i który wciąż chodzi mi po głowie:

„I słusznie panie hrabio… Kawa, taka prawdziwa […], powinna być mocna jak miłość, czarna jak noc poślubna i gorzka jak pożycie małżeńskie…”

Następnie, w ostatnim numerze „Tygodnika Powszechnego” (z 12. kwietnia 2009), natrafiłem na artykuł Wojciecha Nowickiego Łagodna arabika, kwaśna robusta. Piękny, z lekka sentymentalny, ale ukazujący prawdziwe oblicze tego „diabelskiego naparu”, który nad Wisłę przywędrował w XVII wieku, kiedy to pewien szlachcic przywiózł jako łup spod Wiednia worki z jakimiś czarnymi ziarnami. Dużo ciekawostek i dużo stwierdzeń, po których przeczytaniu każdy kawowy miłośnik odłoży na chwilę gazetę i będzie gapił się w ścianę kiwając głową, uśmiechając się przy tym głupkowato.

„W piciu kawy nie ma aż tyle ceremoniału, co w herbacie. Jest za to wiele zachowań na pograniczu nerwowego tiku: wychodzenie z kawiarni, kiedy ktoś zajął ulubiony stolik, kompulsywne zamawianie kawy, kiedy się tylko nadarza okazja, łączenie kawy z papierosem(jak w filmie Jarmuscha), jakby to był jakiś odruch Pawłowa. Kruchość filiżanki, kulturowa skorupka, i ordynarna, koleinowa podnieta; taka jest kawowa dychotomia, w której coraz trudniej rozróżnić jedną część od drugiej.”
(W. Nowicki: Łagodna arabika, kwaśna robusta. "Tygodnik Powszechny" 15/2009, s. 54.)

Dziś od rana chodziłem jak struty, bo postanowiłem w ramach Wielkiego Piątku nie pić rano kawy. Byłem wrakiem człowieka – nic mi się nie chciało, ziewałem co pięć minut, na nic nie miałem siły. Nie mogłem się wprost doczekać popołudniowej kawy, która miała mnie postawić na nogi. Wreszcie nadszedł ten czas. Usiadłem sobie z kawą i gazetą, żeby celebrować ten kwadrans spokoju. Czytam sobie w najlepsze, aż tu nagle!… plask!… pół kubka wylało się na spodnie, sporo na gazetę. Tyle dobrze, że większość poszła na spodnie, a nie na kanapę, ale i tak chodzi wciąż za mną widmo zmarnowanej, przepysznej kawusi.
Ot i cała anomalia statystyczna. Dodać należy, że autor powyższego wpisu jest uzależniony od kawy od (mniej więcej) szóstego roku życia, kiedy zaczął jeść ziarna kawy i zasmakował w tym niecnym procederze.
Żegnam się bardzo pasującą do tego wpisu piosenką Dethkloka - Duncan Hills Coffee Jingle.

piątek, 3 kwietnia 2009

Panteon

Póki co, wszystko wskazuje na to, że Jonathan Littell dołączy do mojego panteonu pisarzy ulubionych. Łaskawe to jedna z ciekawszych książek jakie czytałem. W ogólnym przesłaniu zdaje się być bardzo podobna do książek Houellebecq’a – nigdzie nie widać, żeby ludzie mogli się wzajemnie pokochać, czy nawet porozumieć. Każdy żyje sam, odizolowany od reszty, mimo, iż ciągle przebywa z innymi ludźmi.
W panteonie jak do tej pory mamy pisarzy: Fiodora Dostojewskiego za Braci Karamazow; Arthura C. Clarke’a za Odyseję kosmiczną; Phillipa K. Dicka za Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?; Jacka Dukaja za Czarne oceany; Williama Whartona za W księżycową jasną noc; Michelle’a Houellebecq’a za Możliwości wyspy;
oraz poetów: Zbigniewa Herberta; Marcina Świetlickiego; Andrzeja Bursę; Tadeusza Różewicza.
Panteon wciąż się rozrasta, ale niewielu twórców ma do niego wstęp. Muszą stworzyć dzieła (oczywiście według moich popapranych, subiektywnych kryteriów) doskonałe i trafić do mnie, przekonać mnie. Littell ma duże szanse.

„[…] bo nagle stało się dla mnie przeraźliwie jasne, że męska kontrola i dominacja to mit, że mężczyźni to dzieci, zabawki, służące kobietom do osiągania przyjemności, przyjemności nigdy nie zaspokojonej i o tyle osobliwej, że – chociaż mężczyźni mają złudzenie kontroli i sądzą, że panują nad kobietami – w rzeczywistości to one wysysają z nich wszystko, rujnują ich dominację i łamią kontrolę, żeby na koniec dostać od nich dużo więcej, niż oni sami chcieliby dać. W swej świętej naiwności mężczyźni uważają, że kobiety są bezbronne i że trzeba je w związku z tym wykorzystywać lub chronić, a tak naprawdę to kobiety, pełne tolerancji i uczucia, a czasem także pogardy, kpią sobie z dziecięcej i nieskończonej bezbronności mężczyzn, z ich wrażliwości, z kruchości, prowadzącej tak często do całkowitej utraty kontroli, z tego, jak bardzo są podatni na załamania, i z próżności zamkniętej w silnych męskich ciałach. Dlatego zapewne kobiety zabijają tak rzadko. Tak, ich cierpienie jest większe, ale to one mają zwykle ostatnie słowo.”

Jonathan Littell Łaskawe, s. 176.