środa, 21 kwietnia 2010

Jedenaście

Kolejna książka pana co pisze brzydkie wiersze.

Jakże miło pana poznać. Od razu widać, że nie jest pan stąd. Jestem Wiesław. Promotor kultury niezależnej. Człowiek owładnięty nowymi trendami. Do jaskrawych koszul noszę pastelowe krawaty w geometryczno-asymetryczne wzory. Lubię Amsterdam, albańskie jeziora i półwytrawne wino. Uwielbiam alternatywny Kraków. A pan, jak widzę, jest jednym z jego przedstawicieli. Czuję, że gdzieś pana widziałem. Czy nie jest pan twórcą prawdziwie niezależnej, szeroko rozumianej kultury krakowskiej? Czy aby nie spotkaliśmy się w czasie któregoś ze slamów? Bywam tam zawsze, jestem ich bardzo pilnym uczestnikiem. A może w którymś z magicznych krakowskich klubów? Albo na jakiejś manifie? Czy zrobił pan coś dla wolnego Tybetu?
(s. 32-33)

Ale tamta znajomość skończyła się tragicznie.
Pan Grzesio bardzo nie lubił tragicznych zakończeń.
Bo nikt przecież nie lubi tragicznych zakończeń.
(s. 52)

Ten typ wręcz ośmielił się skrytykować boga pana Wiesława, czyli zagranicznego myśliciela Žižka, a także niepochlebnie wyrażał się o Derridzie, a za to naprawdę należał się wyrok śmierci.
(s. 69)

A niczego tak doskonale nie potrafił pan Wiesław, jak zepsuć ludziom dobry nastrój. Nic nie przynosiło mu tyle satysfakcji.
Był przecież postmodernistą.
(s. 71)

Mistrz nie umiał pić bez pretekstu.
Myślał sobie zazwyczaj: „Skoro nie umiem pić bez pretekstu, to jeszcze nie jest tak źle.”
Myślał sobie zazwyczaj: „Skoro jeszcze nie jest tak źle, to mogę się napić.”
(s.77)

Mistrz nigdy nie rozumiał celu i sensu toastów, nie znał się na stukaniu kieliszkiem o kieliszek, mistrz nie rozumiał obcych ludzi, którzy wyciągają ku człowiekowi swój kieliszek i stukają tym kieliszkiem w kieliszek człowieczy, przecież w ten sposób można uronić coś z cennego płynu, przecież w ten sposób nie można, to jakieś bezsensowne barbarzyństwo, nie lubił tego (…).
(s. 80)

Mistrz przestał się przyglądać tej historii. Była brzydka i okrutna. Taka jak wszystko.
(s. 101)

Mango mieszał danielsa z colą, co było świętokradztwem i kazirodztwem (…).
(s. 115)

Ludzie koniecznie chcą wiedzieć, kto się kryje pod jakąś postacią literacką. Tak jakby było im to niezbędne do życia. Otóż ostatni raz odpowiadam: pod postaciami literackimi kryją się postaci literackie. Nikt inny.
(s. 211)

Wszystkie cytaty pochodzą z Jedenaście Marcina Świetlickiego.

czwartek, 8 kwietnia 2010

intertext growy

Miało być o Jedenaście, ale nie będzie. Zostało przełożone na potem w celu uniknięcia powtarzania wciąż jednego tematu. Teraz będzie o grach.

Ktoś jakiś czas temu oświecił mnie, że wielkie RTSowe hity Blizzarda są tak naprawdę kopią z bitewniaków z serii Warhammer należącej do Games Workshop. Historia miała wyglądać tak – przychodzi Blizzard do Games Workshopa i mówi, że chce przenieść na komputerowe ekrany największe hity GW, czyli Warhammera oraz Warhammera 40000. GW mówi, żeby się odwalili, bo po co nam gry komputerowe, skoro figurowe bitewniaki sprzedają się jak świeże bułeczki. I co robi Blizzard? Robi sobie własne dwa światy (Warcraft to Warhammer, a Starcraft to Warhammer 40000), dosyć podobne do ich pierwowzorów, ale jednak różne. I na tych zrobionych światach robi ciężką kasę.

Dowody? Moim zdaniem najlepiej widać to na przykładzie drugim, czyli Starcraft w porównaniu z Warhammerem 40k. Otóż, czy terrańscy marines nie są przypadkiem w tych swoich pancerzach łudząco podobni do space marines? Czy Protosi to nie Eldarzy? Czy Zergi to nie Tyranidy?

Dla mnie wszystko poukładało się w dość logiczną całość, a jak się poukładało, to mocno zaskoczyło. Bo okazuje się, że wielkie komputerowe hity, w które sam wiele godzin przegrałem, bazują na pomyśle podpatrzonym (bo jednak nie oficjalnie skradzionym) u kogoś innego. Że są wtórne.

I znów autorstwo się rozmywa i znów mamy intertekstualność. Mistrz Kompucjusz Diuk Nuk miałby kolejny temat do rozmyślań.