sobota, 27 września 2008

Niedorzeczne

That's so ridiculous! Hey Fred, why don't you come here and...

Owszem, była to dość niedorzeczna sytuacja. Jednocześnie rozmawiałem z dwiema byłymi dziewczynami. O wielka sieci! Dzięki Ci za te nowe możliwości! W rzeczywistym świecie taka sytuacja nigdy by nie miała miejsca (a przynajmniej miałaby spore problemy z zaistnieniem). A tak - komunikator i dwa okna rozmów. Nawet chyba lepiej, że tylko czytałem ich wypowiedzi, bo pewnie bym znowu padł ofiarą nerwowego rozstroju. Tak, brakuje mi ich obu. Ale dróg powrotnych nie widzę. To już ponad moje siły.
Z jedną sobie jak gdyby nigdy nic rozmawiam o studiach, z drugą o science-fiction i zastanawiam się, jak to się stało, że obie wolały iść swoją drogą zostawiając mnie gdzieś na rozstajach (jak rudą paskudę). Ja byłem powodem?
Śmiem twierdzić, że nie. Co prawda M. zrobiłem dużo świństw, ale na początku. Tyle ze mną wytrzymała, a potem nagle koniec. Prf. Przestała się odzywać trzy tygodnie przed końcem. Dobrze, że akurat miałem egzaminy i miałem co robić. Gdybym tylko siedział i myślał o niej, to pewnie bym zwariował. W piątek byłem już zdecydowany - po egzaminie z czeskiego dzwonię do niej i mówię, żeby zatrzymała sobie moją bluzę, którą jej pożyczyłem tydzień wcześniej. A ona jak spod ziemi pojawia się pod moimi drzwiami z moją bluzą w rękach. Mówi, że nie chce, żeby się to skończyło. Śliczna romantyczna scena nie? Jasne, szkoda tylko, że wszystko co romantyczne, istnieje krócej niż niestabilne jądro uranu 235. Mamy dużo energii i wspaniały wybuch, ale po nim zostaje tylko spalona ziemia. Napromieniowana i trująca na dodatek. Tu było podobnie. Po dwóch tygodniach cisza w eterze. Koniec.
Ciągle twierdzę, że to wszystko efekt niezdecydowania. Tak czy nie? Nie ma próbowania. Jest "zrób" albo "nie zrób". O ile zawsze uważałem, że wiele jest odcieni szarości (od czerni do białości), to w takich sprawach tego nie jestem w stanie pojąć. Chyba jednak jeszcze zbyt szczylowaty jestem.
Z B. sytuacja była dużo prostsza. Krócej, bez wielkich uniesień i scen wyjętych żywcem z romansu. Ona po prostu nie wiedziała. Tylko tyle i aż tyle. Znów jestem chyba zbyt szczylowaty.
Obie te historie i obie dziewczyny łączy jedno zdanie - "Nie chcę tracić z Tobą kontaktu" (aczkolwiek nie jestem pewien, czy w obu przypadkach "tobą" było napisane wielką literą). Zdanie tak oklepane i tak nieprawdziwe, że aż boli. Boli właśnie kontakt. Nie mogę, nie daję rady. Czuję rozdzierający ból, kiedy one starają się ze mną rozmawiać. Ja też się staram, ale długo nie wytrzymuję. Rozklejam się. Sentymentalna ciota.
Rozstanie z M. - Niel Young - "Dead Man end titles"
Rozstanie z B. - P.I.F. - Svqto / Свято (Swjato)

Rację miał ten, kto wymyślił, żeby miłość oznaczyć przebitym strzałą sercem. Niby ranka jest malutka, ale glęboka i boli jak wszyscy diabli. I jedynym sposobem na wyciągnięcie strzały z serca jest przepchnąć ją na drugą stronę, bo wyciągnięcie jej zrobi tylko jeszcze większe spustoszenie. Do przodu. Nigdy do tyłu. Zaboli, ale masz szansę wyjść z tego żywcem.
Mam już jeden nóż w plecach i nie ma tam miejsca na następny. Ja miałem jedną strzałę, która zaraz została zastąpiona przez następną. Super. Zobaczymy, jak to przetrzyma mój organizm.
Żałuję tylko, że sam dwa razy posłałem strzałę w samą dziesiątkę - prosto między komory. Dwa razy. Jak Robin z Locksley przepołowiłem pierwszą strzałę drugą. To chyba jedyna rzecz, której tak bardzo w życiu żałuję. Na razie...

Brak komentarzy: