sobota, 20 września 2008

Dziękujmy Julce

Dziękujemy Julce Kristevej za ukucie terminu "intertekstualność". Nie, żeby wymyśliła coś, czego nie było wcześniej. Przypominało to trochę odkrycie elektronu. Niby istniało to coś od dawien dawna, ale dopiero teraz, kiedy zostało to odkryte i nazwane, daje nowe, wręcz nieograniczone możliwości. No, nieograniczone w przypadku elektronu to chyba za dużo powiedziane. Za to w przypadku intertekstualności wręcz przeciwnie.
Skoro w każdym tekście kultury (przez tekst kultury należy rozumieć literaturę, film, szeroko pojęte sztuki plastyczne, muzykę, komiks, itd., itp., zpt...) istnieją odniesienia do innych tekstów kultury, to możliwości kombinacji są wręcz nieskończone. Począwszy od starożytności, powoływania się na inne dzieła, przytaczanie Biblii, stylizacje, parodie, pastisze, polemiki. Kultura napędza się sama. Właściwie nie trzeba już tworzyć nic nowego (co zresztą piewcy "literatury wyczerpania" z Johnem Barthem na czele i takk uważają za niemożliwe). Wystarczy bawić się, grać tym, co już zostało napisane, stworzone. Wystarczy odpowiednio ułożyć odniesiena do innych tekstów, pobawić się z odbiorcą w skojarzenia i gotowe. Trafiamy w system oczekiwań odbiorcy (Eco) i tworzymy coś, co powszechnie się podoba. Wystarczy dać odbiorcy zagadkę. "A do czego to jest nawiązanie?" Oczywiście, zagadka nie może być zbyt trudna, bo odbiorca się zrazi. A najlepiej dać kilka zagadek. Mniej wyrobiony odbiorca zadowoli się prostszymi, a bardziej doświadczony pomęczy się z trudniejszymi i obaj będą usatysfakcjonowani.
I po co ja to wszystko piszę? Bo zachciało mi się mieć bloga. Do tego czuję się jednak dzieckiem postmodernizmu i intertekstualności. Ze zgrozą zauważyłem niedawno, że moi znajomi i ja, rozmawiając ze sobą, coraz rzadziej używamy własnych, nowych i na prędce wymyślonych sformułowań. Najczęściej zadowalamy się tym, co już gdzieś usłyszeliśmy, przeczytaliśmy, zobaczyliśmy. Nic nowego pod słońcem. Trochę mnie to przeraża, ale z drugiej strony nie powinienem się dziwić. W końcu oni, tak jak ja, są dziećmi intertekstulaności i umierającego postmodernizmu. I w oparach tych właśnie idei czujemy się najlepiej.
Natomiast najpiękniejsze w intertekstualności jest to, że powiązania z innymi tekstami wybiera się samemu. Nikt nie ma prawa ingerować w ich dobór, ani pytać dlaczego?, skąd?, po co? Wola twórcy i nie musi się przed tym nikomu tłumaczyć (niewierzący) lub wyłącznie Bogu/bogom (wierzący w zależności od wyznania). Apoteoza wolności.
Tak to będzie wyglądało w ogólnym zarysie.

zpt - Żydowsko-Portugalskie Towarzystwo

Brak komentarzy: