czwartek, 22 stycznia 2009

Potęga smaku

Ten tytuł to wiersz Herberta. Potęga smaku. Piękny, chociaż mówi zwłaszcza o komunie. Ale (jak większość tekstów Herberta) można go przenieść na wyższą płaszczyznę abstrakcji. Staje się wtedy uniwersalnym tekstem o samodzielnym myśleniu i podchodzeniu z dystansem do wszystkiego, co chcą nam inni wcisnąć (nie ważne kim by ci inni byli). Bo najważniejsze, to mieć poczucie smaku, gustu.

"Tak więc, estetyka może być pomocna w życiu
Nie należy zaniedbywać nauki o pięknie"

Ale ten cały wstęp o wzniosłych wartościach i innych takich wprowadza nas w sprawę dość błahą. Pory roku w kontekście estetyki.
Większość ludzi kocha wiosnę i lato (ew. złotą polską jesień). Wciąż nie mogę się nadziwić, dlaczego, jak tylko spadnie śnieg, ludzie zaczynają chodzić przygnębieni, przybici. Niektórzy się zachowują tak, jakby ktoś ich oszukał w interesach czy umarł im ktoś z bliskich. Ale czemu? Dobra, rozumiem kierowców i służby drogowe, bo jednym ciężko się jeździ, a drudzy (z wielką niechęcią) muszą wziąć się do pracy. Ale reszta?
Przecież zima to najbardziej estetyczna pora roku. Wszystko przykryte jest białym kobiercem śniegu. Maskuje on niedoskonałości na ziemi. Taki makijaż. Do tego dzieci mają mnóstwo zabawy ze śniegiem. Poza tym, kiedy przychodzi zima, liczba chorych na grypy, anginy i inne świństwa spada radykalnie. Czemu? Bo zarazki zdychają na mrozie i nie ma kto nas zarażać. Do tego, jak idą mrozy, to sami ubieramy się cieplej, więc automatycznie trudniej nam zachorować.
A z drugiej strony, przychodnie lekarskie przeżywają oblężenie wiosną. A, bo przecież tak ciepło, to mogę się już tak grubo nie ubierać. Wystarczy jeden cieplejszy dzień i przeziębienie murowane. Do tego śnieg zaczyna topnieć i:
a) chodniki zamieniają się w bagna, jak żywcem wyjęte z trzeciej bitwy pod Ypres. Po śniegu przejdziesz suchą nogą, a teraz nie licz na to, że będziesz mieć suche spodnie.
b) gołoledź jeszcze gorsza niż przy ciągłych mrozach. Bo za dnia wszystko topnieje, wylewa się na chodniki i ulice, a nocą zamarza. Potłuczone auta oraz kości ogonowe to drobiazgi przy takiej pogodzie. Zazwyczaj kończy się dużo gorzej.
c) znika cała estetyka. Bo jak inaczej to nazwać? Biały kubraczek się topi, a spod niego wyłazi wiosna w postaci psiego gówna, które zima starała się skrzętnie zasłonić. Wiosna kocha psie gówno.
Zatem wiosna skrupulatnie niszczy wszystko, co zima starała się stworzyć przez te kilka miesięcy swojego panowania. A lato... szkoda gadać. Bo o ile wiosna, kiedy raz rozkwitnie, bywa całkiem przyjemna, to lato w ogóle nie wie co to jest piękno.
Zazwyczaj przedstawia się pory roku jako kobiety. Jeśli zima to skrupulatna, piękna dziewczyna, która jest świadoma tego, co dzieje się wokół niej i wie czego chce; jeśli wiosna to dzierlatka, trochę głupiutka, ale mimo wszystko dość ładna; to lato musi być wiejską dziewuchą, o czerwonej twarzy, która uwielbia stylistykę odpustu.
Lato to - spoceni ludzie, śmierdzący w autobusie; śmierdzące nogi; bandy ćwierćmózgich turystów; gówniarzeria na wakacjach i upał, którego nie da się znieść. Najchętniej bym się co roku w czerwcu hibernował i budził się we wrześniu.
A do takich oto estetycznych rozważań nad porami roku skłoniła mnie odwilż, która ostatnio zawitała do naszego pięknego kraju nad Wisłą. Już na chodnikach jest błoto, psie gówno leży wszędzie, a wokół roztacza się ten drażniący zapach topniejącego śniegu. Mam tylko nadzieję, że wiosna nie nadejdzie zbyt szybko, a ja zdążę się jeszcze nacieszyć wspaniałymi zaspami i białym puchem spadającym z nieba.
Samolubna świnia ze mnie? Może. Ale chciałbym jeszcze zaspokoić swoją potrzebę przeżyć estetycznych związanych z tegoroczną zimą.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Myślę, że trochę sobie przeczysz. Akurat w naszym pięknym kraju zima ma to do siebie, że jest dokładnie taka:
a) chodniki zamieniają się w bagna, jak żywcem wyjęte z trzeciej bitwy pod Ypres. Po śniegu przejdziesz suchą nogą, a teraz nie licz na to, że będziesz mieć suche spodnie.
b) gołoledź jeszcze gorsza niż przy ciągłych mrozach. Bo za dnia wszystko topnieje, wylewa się na chodniki i ulice, a nocą zamarza. Potłuczone auta oraz kości ogonowe to drobiazgi przy takiej pogodzie. Zazwyczaj kończy się dużo gorzej.
c) znika cała estetyka. Bo jak inaczej to nazwać? Biały kubraczek się topi, a spod niego wyłazi wiosna w postaci psiego gówna, które zima starała się skrzętnie zasłonić. Wiosna kocha psie gówno.

Sądzę, że gdyby zima była cały czas zimowa to mało kto chodziłby wkurzony, smutny i przybity. Tylko że u nas dawno takiej zimy nie było.

Wiosna jest taka jak opisujesz tylko na początku, gdy walczy z zimą. Tendencyjny wybór faktów.

Tymczas pisze...

A ja właśnie za taką zimą tęsknię. A co do wiosny - tendencyjny, tak, zgadzam się. Bo nie lubię samego jej początku. Ale jakbyś czytała uważnie, to zauważyłabyś
"Bo o ile wiosna, kiedy raz rozkwitnie, bywa całkiem przyjemna[...]" ;)