środa, 3 czerwca 2009

Kryzys w branży

Trochę się przeraziłem. Dostałem ostatnio od Qlka trailer gry, która ma się ukazać jakoś niedługo. Fabuła osadzona jest w uniwersum Gwiezdnych Wojen, a gra ma się wpisywać w czasy Starej Republiki (byliśmy już świadkami dwóch odsłon niezłych gier RPG z serii The Knights of the Old Republic). Trailer oczywiście bardzo zachęcająco przedstawia nam grę Star Wars: The Old Republic. MMORPG…
Wiem, mnóstwo ludzi się ucieszy, że będzie kolejna możliwość przeżycia razem z tysiącami ludzi wspaniałej przygody. Owszem, ma to swoje zalety. Ale chciałbym spojrzeć na tę „drugą stronę medalu” i zapłakać nad przyszłością gier komputerowych (zwłaszcza tych na pecety).
Chyba już bezpowrotnie minęły czasy, kiedy gra była wielką opowieścią, mająca ciekawą, często mocno zagmatwaną fabułę, wiele wątków pobocznych i charakterystycznych bohaterów. Może po prostu jestem staromodny, ale dla mnie gry to często były interaktywne książki. Wystarczy choć chwilę pograć w choćby Baldur’s Gate, czy Deus Ex, żeby znaleźć dużo lepsze fabuły do ekranizacji niż Mortal Kombat. Ale jak zawsze liczy się tylko kasa, a najlepiej sprzedają się rzeczy lekkostrawne.
Największa kasa w tym momencie jest w grach wieloosobowych przez Internet, czyli MMOG. Wystarczy ukraść skądś świat (albo przerobić jakiś istniejący gdzieś indziej), wymyślić kilka postaci, kilka zadań i hop! gotowe. Trzepiemy kasy jak lodu i to jakim małym wysiłkiem. A gdzie nam tworzyć zagmatwane fabuły z zaskakującymi zwrotami akcji. Po cholerę się wysilać?
Ale są przypadki, które udowadniają, że jednak się da. Jak głosi stare powiedzenie – cieć to buc (czyt.: chcieć to móc). Call of Duty 4. Bardzo proszę. Kampania zapierająca dech w piersiach, ciekawa (jak na strzelankę, czyli na poziomie wybitnej powieści sensacyjnej) z wielką ilością niespodzianek. Efekt potęgowany jest jeszcze przez bezpośrednie uczestnictwo odbiorcy w całej tej historii, jako jeden z głównych bohaterów. Do tego mamy dodany wciągający tryb wieloosobowy, który gwarantuje prawie nieskończoną zabawę (chyba, że przez całą noc gracie we dwójkę na jednej planszy to idzie się znudzić). Widać jak się przyłożyć, to można zrobić grę, która jednocześnie gwarantuje niezapomniane (oj tak!) przeżycia w trybie singlowym i wiele godzin zabawy (oraz kokosy dla twórców) w trybie wieloosobowym.
Ale jak zawsze wszyscy idą na łatwiznę, a ja uciekam się do takich gier jak Battle for Wesnoth. Swoją drogą polecam, bo to godny następca Fantasty Generala. Gra się cały czas rozwija, dostępna jest w wielu wersjach językowych, ma ciekawe kampanie i (co równie ważne) jest za darmo. Można ją ściągnąć stąd.

2 komentarze:

Mietek the Master of Internet Sociology pisze...

Oj Tymoteutku Tymoteutku... sam widzisz jak to wygląda, ronienie łez nic Ci nie da men, co więcej śmiem twierdzić, że niedługo tryb single player w ogóle odejdzie do lamusa, pozostają nam przygodówki w które Mietek nie gra bo nigdy nie był zbyt bystry. Nie będzie drugiego Deus Exa choć już chyba trójka wyszła. Gówno, ciemność, zatracenie.

Mietek pisze...

A odnosząc się jeszcze do tytuł... na pewno nie kryzys... a może nawet ewolucja...