czwartek, 11 grudnia 2008

B-man

Kojarzycie film Amelia? Na pewno. Bardzo podoba mi się przedstawianie w nim ludzi przez to, co lubią, a czego nie lubią. Ale to jednak konkretni ludzie. A czy da się jakąś większą grupę określić w ten sposób? Spróbujmy.

Barman lubi:
- jak goście odnoszą butelki i szklanki na bar.
- jak goście wychodzą przed godziną zamknięcia.
- jak goście nie sikają na deskę (o zgrozo! robią to głównie panie!)
- stałych klientów.
A ten konkretnie barman lubi jeszcze kota, który szwęda się cały czas w okolicy jego knajpy.

Barman nie lubi:
- sprzątania zarzyganego kibla.
- 15 zamówień naraz.
- jak się go pogania.
- jak ludzie zamówią nargilę (popularnie zwaną shishą) i czekają przy barze, bo myślą, że to się robi ot tak, jak drinka.
A ten konkretnie barman nie lubi jeszcze małolatów, którzy chcą się wbić na piwo czy co innego.

Wczoraj miałem dwie takie sytuacje. Za pierwszym razem weszło takich czterech. Na pierwszy rzut oka coś było nie tak, bo zamiast jak ludzie usiąść przy stoliku, rozpłaszczyć się i coś zamówić to stali w przejściu i się naradzali. Jak drużyna futbolu amerykańskiego. Po dłuższej chwili dwóch z tych czterech podeszło do baru.
Pierwszy (przepalony marychą czy innym spice'em niczym od lat nie czyszczony komin): Po ile jest duże palenie?
Ja: Słucham? Jakie palenie? Smile Shop jest przy patelni.
Drugi (mniej przepalony, piec nie czyszczony od miesięcy): Ile kosztuje shisha?
Ja: 12 złotych.
Drugi: A jakie są smaki?
Podałem mu grzecznie kartkę, na której jest wypisanych jakieś 30 smaków naszych tytoni do szisz. Temu pierwszemu chyba jeszcze było mało, bo sprawdzał, czy jest coś na drugiej stronie. Ale byłem już pewien, że ci dwaj co nie podeszli do baru są nieletni. A jak byk wisi na drzwiach "WSTĘP OD 18 LAT" (rysunek autorstwa Mietka-Gracza). Drugi podchodzi znowu po dłuższej chwili i mówi, że chce mix owocowy.
Ja: Mhm, oczywiście. Ale jeszcze od wszystkich panów dowody poproszę.
Drugi (wybałuszając oczy): Od wszystkich?!
Ja: Tak. Lokal jest przeznaczony dla osób pełnoletnich. Pełnoletni mogą zostać, a resztę zapraszam po skończeniu 18 lat. (tekst standardowy).
I się zmyli. Tylko potem brat Kudłatego, Adam, rzucił "Uuu, ale ostro".

(Notatka na marginesie - Adama, brata Kudłatego, widziałem wczoraj 2 raz w życiu i drugi raz wyszedł z knajpy pijany jak świnia. No, i tak w sumie lepiej niż ostatnio. Kiedy widziałem Adama pierwszy raz, jeden kolega musiał pomagać mu opuścić lokal, bo brat Kudłatego miał problemy z zachowaniem pozycji wertykalnej. Lubię obserwować ludzi.)

Druga sytuacja była jeszcze bardziej drażniąca, bo związana z tłumem. Odsyłam do Czarnych oceanów Jacka Dukaja, w kwestii niszczycielskich zdolności tłumu.
Wbija mi do lokalu kilkanaście osób. Znam te pyski. Na oko 16-17 lat i chyba juz tu kiedyś byli. Po chwili dociera do mnie, że to te same gówniarze, które zarezerwowały kiedyś stolik na 20 osób. Trzeba wam wiedzieć, że jak w tej knajpie jest 30 osób, to zaczyna się robić tłoczno. Byliśmy więc trochę przerażeni tym tłumem. Ale wszystko załatwiła kontrola dowodów tożsamości. Myślałem, że nie zobaczę ich dopóki nie zaopatrzą się w dowody. A jednak, niektórzy muszą sparzyć się dwa razy, żeby na zimne dmuchał. Jakoś tłumaczyć ich może to, że przyszli z 18letnim Francuzem.
Wchodzą, wpadają za stolik, robi się młyn. Podchodzę, nawet nic nie zdążyłem powiedzieć, jakiś koleś wyskakuje to mnie z dowodem. Ale nie naszym, tylko francuskim właśnie.
Francuz (z akcentem Pascala Brodnickiego): "Jestem Fhancuzem"
Popatrzyłem na dowód, na niego, na laskę, która wyglądała na kogoś kierującego tym całym tałatajstem.
Ja: Ok, great. You can stay, but the rest? Are they 18?
Ja (do laski): Macie państwo dowody?
Laska: No, nie wszyscy mają 18 lat.
Ja: Przepraszam, widzieli państwo kartkę na drzwiach? Lokal jest dla osób pełnoletnich. Kto ma 18 lat może zostać, reszta musi opuścić lokal.
Szmery, szepty, ktoś kopniakiem posłał pufę na jej właściwe miejsce. Wychodzą, zostawiając za sobą smród niedowartościowania i drugiej porażki na tym samym polu.
To całe użeranie się z gówniarzami nawet przyćmiło moje zniesmaczenie z powrotu w nasze gościnne (a jakże) progi młodzieżówki Unii Polityki Realnej. Ci goście ranią moje pozuczie estetyki i działają jak ostrzeżenie. "Nie babraj się w polityce, bo będziesz taki jak oni".
Czyli jednak do czegoś się politycy przydają.

Brak komentarzy: