czwartek, 8 kwietnia 2010

intertext growy

Miało być o Jedenaście, ale nie będzie. Zostało przełożone na potem w celu uniknięcia powtarzania wciąż jednego tematu. Teraz będzie o grach.

Ktoś jakiś czas temu oświecił mnie, że wielkie RTSowe hity Blizzarda są tak naprawdę kopią z bitewniaków z serii Warhammer należącej do Games Workshop. Historia miała wyglądać tak – przychodzi Blizzard do Games Workshopa i mówi, że chce przenieść na komputerowe ekrany największe hity GW, czyli Warhammera oraz Warhammera 40000. GW mówi, żeby się odwalili, bo po co nam gry komputerowe, skoro figurowe bitewniaki sprzedają się jak świeże bułeczki. I co robi Blizzard? Robi sobie własne dwa światy (Warcraft to Warhammer, a Starcraft to Warhammer 40000), dosyć podobne do ich pierwowzorów, ale jednak różne. I na tych zrobionych światach robi ciężką kasę.

Dowody? Moim zdaniem najlepiej widać to na przykładzie drugim, czyli Starcraft w porównaniu z Warhammerem 40k. Otóż, czy terrańscy marines nie są przypadkiem w tych swoich pancerzach łudząco podobni do space marines? Czy Protosi to nie Eldarzy? Czy Zergi to nie Tyranidy?

Dla mnie wszystko poukładało się w dość logiczną całość, a jak się poukładało, to mocno zaskoczyło. Bo okazuje się, że wielkie komputerowe hity, w które sam wiele godzin przegrałem, bazują na pomyśle podpatrzonym (bo jednak nie oficjalnie skradzionym) u kogoś innego. Że są wtórne.

I znów autorstwo się rozmywa i znów mamy intertekstualność. Mistrz Kompucjusz Diuk Nuk miałby kolejny temat do rozmyślań.

Brak komentarzy: