czwartek, 13 listopada 2008

Walcz narzędziami

Nie myślałem, że biali potrafią zrobić dobry hip-hop. Do tej pory znałem tylko jednego. Nie, to nie Eminem. Bo wierzę, że biały hip-hop jest inny od czarnego. Nie gorszy, nie lepszy, a po prostu inny. Tyle, że do tej pory tylko Everlast potrafił robić biały hip-hop. Eminem cały czas udawał Murzyna, co może i dało mu mnóstwo kasy, ale na pewno nie zyskał w moich oczach. Everlast natomiast nie próbował nigdy przekonywać innych, że ma inny kolor skóry. Wystarczy nawet spojrzeć na jego inne pseudonimy - Mr. White, Whitey Ford.
A teraz usłyszałem coś, co również mogę zakwalifikować jako biały hip-hop. Dobry biały hip-hop. Zespół Flobots nagrał niedawno płytę Fight with tools. Jak dla mnie cudo i odkrycie roku. Przynajmniej pod względem muzycznym, bo z tekstami często się nie zgadzam.
Najbardziej zaimponowało mi instrumentarium użyte na płycie. Skrzypce, perkusje, gitary elektryczne, gitary klasyczne, trąbki, całe sekcje dęte. Znajdźcie mi kogoś, kto używa tylu instrumentów. I to nie sampli. Nie zapętlonych, dziesięciosekundowych kawałków dłuższych melodii. To jest prawdziwa muzyka! Całe melodie wygrywane na skrzypcach doskonale zgrywają się z melorecytowanymi tekstami. Nadają im tę śpiewność, której hip-hopowi często brakuje. Ostre, gitarowe riffy podkreślają co bardziej agresywne fragmenty. Trąbki wplatają się między skrzypce, żeby jeszcze dodać melodyjności. A na skrzypcach często się gra palcami, a nie smyczkiem.
Cuda się tam dzieją. Ciężko jest pisać o muzyce. Muzykę trzeba usłyszeć. Ale jeśli cokolwiek można powiedzieć o Fight with tools to dawno nie słyszałem nic tak odkrywczego. Żaden album hip-hopowy od czasu Ghost Doga nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Nie słyszałem jeszcze nic tak mieszającego ze sobą tyle różnych instrumentów, ale nie robiąc z tego grochu z kapustą. Tutaj wszystko współgra, tworzy rytm, melodię, piosenki.
Ale szczęśliwi ci, którzy nie rozumieją tekstów. No, dobra, bez przesady. Przecież takie teksty by nie powstały, gdyby nie było na nie zapotrzebowania i gdyby nie było ludzi, którzy chcą ich słuchać. Jakie są te teksty? Jak dla mnie zbyt alternatywne i zbyt lewicowe.
O legalizacji trawy, o zamykaniu Guantanamo, o zabójstwach zleconych przez rząd. Chociaż, niektóre rzeczy są ciekawe. Jak na przykład:

Stand up! We shall not be moved!
Except by a child with no socks and shoes...

Co by nie mówić, takie rzeczy chyba zawsze pozostaną na czasie. Ale całe to obalanie Babilonu, walka z korporacjami i anarchia to już mi się przejadły. Chociaż z drugiej strony miło przekonać się, że są jednak na tym świecie jeszcze ludzie świadomi tego, co się dzieje wokół nich. Ich to interesuje, ich to zajmuje, oni interesują się ludzkością.
Natomiast jedna z piosenek, to prawdziwy majstersztyk. Tak doskonale portretujący ludzkość w kilku wersach jak potrafi tylko prawdziwy poeta. (Zawsze mi się wydawało, że dobry rap czy hip-hop to inny rodzaj poezji śpiewanej.) Piosenka, o której piszę, była przez jakiś czas puszczana w Trójce. Handlebars.
Wszystko utrzymane w konwencji liryki bezpośredniego zwrotu do odbiorcy. Każda zwrtoka zaczyna się słowami "Look at me, look at me!". W każdej z nich, przez swoje umiejętności, opisani się inni ludzie. Każda smutniejsza od poprzedniej.
Bo pierwsza grupa ludzi umie jeździć na rowerze bez trzymanki. Potrafią rysować komiksy, sa dumni ze swojego kraju i potrafią utrzymać rytm bez metronomu. To artyści, dzieci, robotnicy, młodzież, czy ludzie bez większych problemów życiowych.
Drudzy - naukowcy i biznesmeni. Projektują silniki i komputery potrafiące przetrwać powódź. Mogą przekonać cię do kupienia ich produktu. Rozumieją przyszłość. Prowadzą całe narody za pomocą mikrofonu. Rozszczepiają atomy.
I na koniec politycy. Ich zasięg jest światowy, ich wieża jest bezpieczna. Mogą wysyłać setki ludzi do więzienia, tylko dlatego, że ich nie lubią (chociaż ten tekst wydaje mi się strasznie banalny). Umieją trafić coś przez teleskop, kierować rakietą z satelity. A co najważniejsze, mogą skończyć całą planetę holokaustem.
A co jest dla mnie najciekawsze? Że to nie są żadne grupy ludzi. To nie są jacyśtam mistyczni oni. Podmiot liryczny za każdym razem mówi "Ja!", "Patrzcie na mnie!". To wszystko jesteśmy my. Ludzie. Potrafimy jednocześnie jeździć na rowerach bez trzymanki i zniszczyć całą naszą planetę (gdyby ktoś nie wiedział, to tak, mamy taką możliwość gdzieś od lat siedemdziesiątych).
Nadinterpretacja? Może. Ale to co napisałem wyżej to właśnie spotkanie intencji nadawcy i intencji odbiorcy.
I szczerze polecam płytę Flobots Fight with tools.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Ładnie :)